Juz wyjeżdżając z Konina wydawało mi sie że jest dziwnie zimno. W Warszawie obawy sie potwierdziły - śnieg. Fura na letnich oponach - w końcu jedziemy do Turcji. Jestem pewien, że z każdym kilometrem na południe bedzie cieplej. I tak kolejno;
Słowacja - śnieg
Węgry - śnieg
Serbia - 3/4 czarny asfalt, później śnieg,
Bułgaria - Śnieg,
Turcja - mysle, gdzie jak nie tutaj ma być ciepło.
Istanbuł - śnieg
Ankara - śniej. Dopiero jakieś 200 km za Ankarą termometr pokazuje magiczne +4 a 200 km przed Mersin jest 15 stopni. W samym Mersin +20. Niedzielne przedpołudnie. Wita nas Ania. Jesteśmy w raju.
Wszystkie formalności zwiazane z wjazdem nie naszą furą do Turcji załatwilismy pare dni przed wyjazdem. Do tego zielona karta. Na granicy nie było żadnego problemu. Jeszcze tylko duty free shop i jazda. Stacja bezynowa na strefie nie oferuje niestety gazu. Przez naszą niegramotność za przeprawe przez bosfor zapłacilismy 10 euro a nie 10 lirów. Z resztą kto by patrzył. Przez Turcje sie jedzie i jedzie, zupełnie inne poczucie czasoprzestrzeni. To co na mapie jest tuz tuż w rzeczywistości jest oddalone o godziny.
Z Warszawy do Mersin przejechaliśmy 3200 km w 35 godzin.